Rozdział XI: Prawda.
W ostatnim tygodniu mieliśmy bal z okazji Halloween, więc
korepetycje z eliksirów zostały przełożone.
Sobotni wieczór spędziliśmy sprawdzając zadania naszych
podopiecznych.
- Rozmawiałem z nim.- odezwałem się przerywając długotrwałą
ciszę.
- I co?- wyraźnie się ożywiła.
- Mówi, że chętnie się z tobą spodka, ale za jakiś czas. Na
razie ma dużo na głowie.-oznajmiłem.
- Oh… no dobrze- uśmiechnęła się.
- Słuchaj…- zacząłem.
- Tak?- całkowicie odwróciła się w moją stronę przerywając
pracę.
- Może…no wiesz…domyślasz się, kto cię no wiesz…zaczarował?-
nie chciałem ją o to pytać.
Wiedziałem, że nie chce tego wspominać.
- Niestety nie- wyznała ze smutkiem i wróciła do sprawdzania
zadań.
- To…wy jesteście razem tak?- spytałem po krótkiej przerwie
z udawaną obojętnością.
- Tak.- w jej głosie nie dosłyszałem się żadnych emocji.
Postanowiłem nie pytać o nic więcej. Jakoś przed dziewiątą
poszliśmy do swoich łóżek.
Zanim położyłem się spać zajrzałem pod szafkę nocną.
Podniosłem jedną starą, luźną deskę by schować pod nią nóż. Nie chciałem się
więcej kaleczyć. To nie jest rozwiązanie.
Ledwie zdążyłem zamknąć oczy, a przyszedł głęboki i twardy
sen.
Nie wiedzieć, czemu miałem dziwne przeczucie, że Weasley nie
jest szczery wobec swojej dziewczyny.
No nie wiem pewnie przemawia przeze mnie
zazdrość i tyle.
Jako że jest niedziela popołudnie a ja nie mam, co robić
chodzę w kółko po pokoju wspólnym Slytherinu i wydeptuję dziury w dywanie.
Dziesięć minut później siedziałem już przy stole w Wielkiej
Sali.
Nie spieszyłem się, jadłem powoli swój obiad.
Tak sobie pomyślałem, że
skoro mam cały dzień wolny mógłbym wybrać się do Hogsmeade.
Wychodząc z Wielkiej Sali minąłem się z Weasley’em w towarzystwie
Lavender Brown.
Wiedziałem, że ten kretyn zdradza Granger. Nie chciałem by
na to wszystko patrzyła.
Pobiegłem do biblioteki. Miałem ogromne szczęście, że
ją tam znalazłem.
- Hej.- rzuciłem zdyszany.
- Ee hej…- zdziwiła ją moja obecność.
- Słuchaj mam prośbę.-mówiłem szybko z nadzieją że zrozumie
pojedyncze wyrazy.
- No dobrze, słucham. Co to za prośba?- uśmiechnęła się.
- Czy zgodziłabyś się gdybym zaprosił cię na piwo kremowe?-
wysapałem z uśmiechem.
- Hmm…no wiesz…to zależy, ale warto próbować.
- Okej.- spojrzałem na zegarek.
Po dziesięciu sekundach spojrzałem na nią ponownie.
- No więc, zapraszam cię na piwo kremowe.- wyszczerzyłem
zęby.
- Ha ha, to bardzo miłe z twojej strony. Chętnie z tobą
pójdę- powiedziała śmiejąc się.
- Super. To spodkajmy się za kwadrans przy drzwiach
wejściowych.- oznajmiłem.
- Ale…jak to? Dziś?!- spojrzała na mnie jak na wariata.
- No tak, dziś. To do zobaczenia!- jeszcze raz się
uśmiechnąłem i pobiegłem do siebie przebrać się w coś wygodniejszego.
~ ~ ~
Piętnaście minut później stałem przy drzwiach. Czekałem na
Gryfonkę z niecierpliwością.
Zabrałem ją ze sobą głównie, dlatego, że nie
chciałem by spotkała Weasley’a z tą blondyną.
No i jeszcze chciałem z nią pogadać. Była to jedna z
najprzyjemniejszych rzeczy w zamku.
Dwie minuty później zobaczyłem ją schodzącą ze schodów.
Wyglądała świetnie.
Ubrana była w wąskie spodnie, szpilki i czerwoną luźną
bluzkę. Włosy upięła w koka.
Uśmiechnęła się, gdy mnie zobaczyła.
- Ee ładnie wyglądasz.-powiedziałem.
- Dziękuję.- odpowiedziała wyraźnie zdziwiona moim
komplementem.
Siedzieliśmy pod Trzema Miotłami już od dwóch godzin.
Rozmawialiśmy i piliśmy piwo kremowe.
- Wiesz, zaskakujesz mnie. Nie znosiłeś mnie przecież-
mowiła.
- Czas robi swoje. Nie rozmawiajmy już o przeszłości.-
odpowiedziałem.
- No dobrze. Więc jak to się stało? Chciałabym poznać ich
historię.-ręką wskazała na moje blizny.
- Ah…no wiesz, kiedyś…- urwałem w połowie zdania.
Przy
stoliku (za plecami, Hermiony) siedział Weasley z tą swoją panienką. Spowrotem
spojrzałem na Granger, która czekała na moją odpowiedź.
- Chodźmy może na spacer, hę? – zaproponowałem.
- No cóż… dobrze- przytaknęła, po czym odwróciła się po
płaszcz. Nie przewidziałem tego. Podniosła głowę, spojrzała na Weasley’a
całującego się z Brown i wybiegła z lokalu.
Czy oni to zauważyli? Skądże. Całowali się dalej.
Wybiegłem za Granger.
Znalazłem ją siedzącą na dużym
kamieniu niedaleko Wrzeszczącej Chaty.
Płakała.
Usiadłem obok niej i
przytuliłem ją. Wiedziałem, że jest jej teraz ciężko.
- Wiedziałeś?- spytała wtulona we mnie.
Cisza.
- Wiedziałeś o tym?!- podniosła głowę oczekując odpowiedzi.
Patrzyłem na nią przepraszająco.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Jak mogłeś?!- krzyczała
przez łzy.
Odsunęła się i stanęła przede mną.
- Nie chciałem cię zranić…- zacząłem się tłumaczyć.
- I jak myślisz udało ci się to?!- przerwała mi i odeszła.
Nie zatrzymywałem jej.
Wiedziałem, że chce być teraz sama.
Pół godziny później wychodziłem powoli z wioski.
Nagle
przypomniałem sobie coś. Zawróciłem.
Wszedłem do baru. Miałem ogromne szczęście, że jeszcze tam
byli.
Podszedłem do ich stolika i po prosu walnąłem Weasley’a. Z jego nosa
pociekła krew.
Spojrzał na mnie jak na idiotę i już chciał wstawać, gdy
walnąłem go po raz drugi.
Podbiłem mu oko. Nie zważając na wzburzone spojrzenia
zgromadzonych wyszedłem szybkim krokiem z pod Trzech Mioteł.
Wracałem do zamku. Spojrzałem na swoją pięść.
Całą w krwi
rudzielca.
Wytarłem ją o kurtkę i z twarzą wojownika szedłem przed siebie.
Podobał Ci się rozdział?
Co ma być w nst arcie? ;)