Ten rozdział dedykuję naszemu dzisiejszemu solenizantowi Tomowi Feltonowi ;)
Liczę że się wam spodoba. Wybaczcie że tak długo.
~Alice Malfoy
Rozdział III: Wycieczka.
Po śniadaniu
pognałem spóźniony na transmutację, której swoją drogą nie znoszę, ale sytuacja
z punktami Slytherinu nie jest za ciekawa, więc nie mogę pozwolić byśmy
stracili kolejne. Postanowiłem pójść na skróty by zaoszczędzić parę minut. I
wtedy za rogiem wpadłem na NIĄ.
Zderzyliśmy się
i upadliśmy.
- Uważaj jak
łazisz wredna…- i aż szczęka mi opadła na widok Granger. Normalnie udałbym, że
guzik mnie to wszystko obchodzi i poszedł w swoją stronę wyzywając ją od szlam.
Jednak nie tym razem. Wyglądała inaczej. Czerwone, podpuchnięte oczy zdawały
się nic nie widzieć przesłonięte grubą warstwą kolejnych, napływających łez.
- Ja… bardzo
cię przepraszam, bo...bbo się zamyśliłam i..- zaczęła się tłumaczyć.
- Ej nic ci
nie jest? Tylko weź mi tu nie rycz! – ostrzegłem odrobinę spuszczając z tonu.
- Nie nie, ja
tylko…- nie dokończyła zajęta zbieraniem porozrzucanych książek.
- Nie. To moja
wina, to ja ewidentnie na ciebie wpadłem. Nie ma sprawy- podałem jej książkę
lekko się uśmiechając. – Może ci pomogę? – zaoferowałem się.
- Dziękuje,
poradzę sobie- jęknęła przez łzy.
Zignorowałem ją
i podniosłem resztę książek.
- Mogę spytać,
czemu płaczesz?
- Ja tylko…no
wiesz, pokłóciłam się z Ronem- wyznała wstydliwie.
- No tak…rozumiem, a o co się pokłóciliście?- dopytywałem.
- O nic
konkretnego…
- Spoko,
zachowam to dla siebie- zapewniłem.
- No, bo…-
wzięła głębszy oddech a gdy go wypuściła posypała się lawina słów. Martwiłem
się że przez to szlochanie i trajkotanie jednocześnie jeszcze mi się tu udusi. Jak ja to wyjaśnię Snape’owi?!
- Bo
widziałam go całującego się z Lavender, ale okłamywał mnie i nie przyznał się
do winy. Ginny mi nie wierzy i ślepo stoi za bratem, a Harry unika mnie pod
pretekstem treningów i spotkań z Dean'em i Nevill'em… Jestem sama. Wszyscy się
ode mnie odwracają i są po stronie Rona, a ja stoję tu i wypłakuję się TOBIE,
bo wszyscy mnie opuścili!
Po tych
słowach zakryła twarz obiema rękami i zaczęła głośno płakać a książki z hukiem
wypadły jej z rąk. Odruchowo przytuliłem ją sobie do piersi i zacząłem głaskać po włosach i plecach.
- Nie martw się,
wszystko się jeszcze ułoży- zacząłem ją pocieszać – Słuchaj, może odpuścisz
sobie dzisiaj lekcje hę?- zaproponowałem.
Spojrzała na
mnie z szeroko otwartymi oczami ale ja nie czekałem na odpowiedź.
- Biegnij do
siebie. Odłóż książki i przyjdź tu za 30 minut okej?
- Ale ja
muszę iść na zajęcia...co powie Profesor McGonagall, a Snape?
- Spójrz na
siebie. Jesteś w takim stanie, że i tak nie przydasz się na zajęciach. A teraz
uciekaj do siebie i rób, co mówię- powiedziałem z trudną do wykrycia troską w
głosie.
Granger
odwróciła się i poszła w kierunku salonu Gryfonów wycierając łzy kawałkiem
szaty.
- I pamiętaj!
Za 30 minut!- krzyknąłem i odszedłem w swoją stronę.
Zszedłem
schodami do kuchni. Do ciemno-brązowego wiklinowego koszyka włożyłem butelkę
piwa kremowego, dwa pucharki i trochę owoców z nadzieją, że je lubi, a nie wywołują
u niej alergii. No, bo pomyślcie sami. Niedojrz, że ryzykuję samym
piknikowaniem z Gryfonką, w dodatku szlamą, to jeszcze napuchniętą jak ciotka Potter'a.
Poszedłem na umówiony
korytarz. Po dziesięciu minutach Hermina przyszła. Jak tak czekałem to w
pierwszej chwili pomyślałem że mnie wystawiła. Myliłem się.
- Gotowa? No to
chodź, byleby nas żaden nauczyciel nie dorwał – złapałem ją za rękę i szybkim
krokiem szliśmy w kierunku błoni.
Spojrzałem na
niebo i zastanowiłem się czy taka pogoda będzie sprzyjała nam cały dzień.
Znowu
szliśmy. W milczeniu. Jedynie przed linią Zakazanego Lasu Granger wzięła
głębszy oddech.
Gdy doszliśmy
na wielką zalaną słońcem i zarośniętą polnymi kwiatami polanę, jej uśmiech był
nie do opisania.
Spędziliśmy
tam godziny na rozmowach oraz milczeniu wsłuchując się w odgłosy natury. Nawet nie
dostrzegliśmy, kiedy słońce ustąpiło księżycowi i gwiazdom.
Idąc w stronę
zamku wiatr mierzwił nam włosy i powodował gęsią skórkę na rękach i policzkach.
Bez chwili namysłu ściągnąłem z siebie bluzę i podałem ją dziewczynie która
nawet na nią nie spojrzała.
- Nie
potrzebuję- odparła.
- Bierz ją-
warknąłem.
Niechętnie
wzięła ode mnie bluzę i nałożyła na siebie. Po wejściu do zamku rozstaliśmy
się.
- Niech nikt
cię nie zobaczy. Ej…
- Tak?- spytała
wyrwana z zamyślenia.
- To, co się
dziś wydarzyło…
- Jasne.
Nikomu nie powiem- przerwała mi z uśmiechem po czym oddaliliśmy się dyskretnie
do swoich dormitoriów.
Byłem
zmęczony. Zmęczony na tyle by wyrzuty sumienia i wszelkie żale do własnej osoby
zostawić na jutro.
Swietny ;D pisz dalej ;) obys miala wene ;3
OdpowiedzUsuńdzięki, oby ;)
Usuń