niedziela, 22 września 2013

Rozdział 3

Ten rozdział dedykuję naszemu dzisiejszemu solenizantowi Tomowi Feltonowi ;) 
Liczę że się wam spodoba. Wybaczcie że tak długo. 
~Alice Malfoy 


Rozdział III: Wycieczka.

Po śniadaniu pognałem spóźniony na transmutację, której swoją drogą nie znoszę, ale sytuacja z punktami Slytherinu nie jest za ciekawa, więc nie mogę pozwolić byśmy stracili kolejne. Postanowiłem pójść na skróty by zaoszczędzić parę minut. I wtedy za rogiem wpadłem na NIĄ.
Zderzyliśmy się i upadliśmy.
- Uważaj jak łazisz wredna…- i aż szczęka mi opadła na widok Granger. Normalnie udałbym, że guzik mnie to wszystko obchodzi i poszedł w swoją stronę wyzywając ją od szlam. Jednak nie tym razem. Wyglądała inaczej. Czerwone, podpuchnięte oczy zdawały się nic nie widzieć przesłonięte grubą warstwą kolejnych, napływających łez.
- Ja… bardzo cię przepraszam, bo...bbo się zamyśliłam i..- zaczęła się tłumaczyć.
- Ej nic ci nie jest? Tylko weź mi tu nie rycz! – ostrzegłem odrobinę spuszczając z tonu.
- Nie nie, ja tylko…- nie dokończyła zajęta zbieraniem porozrzucanych książek.
- Nie. To moja wina, to ja ewidentnie na ciebie wpadłem. Nie ma sprawy- podałem jej książkę lekko się uśmiechając. – Może ci pomogę? – zaoferowałem się.
- Dziękuje, poradzę sobie- jęknęła przez łzy.
Zignorowałem ją i podniosłem resztę książek.
- Mogę spytać, czemu płaczesz?
- Ja tylko…no wiesz, pokłóciłam się z Ronem- wyznała wstydliwie.
- No tak…rozumiem, a o co się pokłóciliście?- dopytywałem.
- O nic konkretnego…
- Spoko, zachowam to dla siebie- zapewniłem.
- No, bo…- wzięła głębszy oddech a gdy go wypuściła posypała się lawina słów. Martwiłem się że przez to szlochanie i trajkotanie jednocześnie jeszcze mi się tu udusi. Jak ja to wyjaśnię Snape’owi?!
- Bo widziałam go całującego się z Lavender, ale okłamywał mnie i nie przyznał się do winy. Ginny mi nie wierzy i ślepo stoi za bratem, a Harry unika mnie pod pretekstem treningów i spotkań z Dean'em i Nevill'em… Jestem sama. Wszyscy się ode mnie odwracają i są po stronie Rona, a ja stoję tu i wypłakuję się TOBIE, bo wszyscy mnie opuścili!
Po tych słowach zakryła twarz obiema rękami i zaczęła głośno płakać a książki z hukiem wypadły jej z rąk. Odruchowo przytuliłem ją sobie do piersi i zacząłem głaskać po włosach i plecach.
- Nie martw się, wszystko się jeszcze ułoży- zacząłem ją pocieszać – Słuchaj, może odpuścisz sobie dzisiaj lekcje hę?- zaproponowałem.
Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami ale ja nie czekałem na odpowiedź.
- Biegnij do siebie. Odłóż książki i przyjdź tu za 30 minut okej?
- Ale ja muszę iść na zajęcia...co powie Profesor McGonagall, a Snape?
- Spójrz na siebie. Jesteś w takim stanie, że i tak nie przydasz się na zajęciach. A teraz uciekaj do siebie i rób, co mówię- powiedziałem z trudną do wykrycia troską w głosie.
Granger odwróciła się i poszła w kierunku salonu Gryfonów wycierając łzy kawałkiem szaty.
- I pamiętaj! Za 30 minut!- krzyknąłem i odszedłem w swoją stronę.

Zszedłem schodami do kuchni. Do ciemno-brązowego wiklinowego koszyka włożyłem butelkę piwa kremowego, dwa pucharki i trochę owoców z nadzieją, że je lubi, a nie wywołują u niej alergii. No, bo pomyślcie sami. Niedojrz, że ryzykuję samym piknikowaniem z Gryfonką, w dodatku szlamą, to jeszcze napuchniętą jak ciotka Potter'a.
Poszedłem na umówiony korytarz. Po dziesięciu minutach Hermina przyszła. Jak tak czekałem to w pierwszej chwili pomyślałem że mnie wystawiła. Myliłem się.
- Gotowa? No to chodź, byleby nas żaden nauczyciel nie dorwał – złapałem ją za rękę i szybkim krokiem szliśmy w kierunku błoni.
Spojrzałem na niebo i zastanowiłem się czy taka pogoda będzie sprzyjała nam cały dzień.
Znowu szliśmy. W milczeniu. Jedynie przed linią Zakazanego Lasu Granger wzięła głębszy oddech.
Gdy doszliśmy na wielką zalaną słońcem i zarośniętą polnymi kwiatami polanę, jej uśmiech był nie do opisania.
Spędziliśmy tam godziny na rozmowach oraz milczeniu wsłuchując się w odgłosy natury. Nawet nie dostrzegliśmy, kiedy słońce ustąpiło księżycowi i gwiazdom.
Idąc w stronę zamku wiatr mierzwił nam włosy i powodował gęsią skórkę na rękach i policzkach. Bez chwili namysłu ściągnąłem z siebie bluzę i podałem ją dziewczynie która nawet na nią nie spojrzała.
- Nie potrzebuję- odparła.
- Bierz ją- warknąłem.
Niechętnie wzięła ode mnie bluzę i nałożyła na siebie. Po wejściu do zamku rozstaliśmy się.
- Niech nikt cię nie zobaczy. Ej…
- Tak?- spytała wyrwana z zamyślenia.
- To, co się dziś wydarzyło…
- Jasne. Nikomu nie powiem- przerwała mi z uśmiechem po czym oddaliliśmy się dyskretnie do swoich dormitoriów.
Byłem zmęczony. Zmęczony na tyle by wyrzuty sumienia i wszelkie żale do własnej osoby zostawić na jutro.





2 komentarze: