sobota, 14 września 2013

Rozdział 1

Witajcie ;) To mój nowy blog, zapraszam do komentowania kolejnych rozdziałów :)
Miłego czytania (z góry przepraszam za wszelkie błędy)
~Alice Malfoy.





Prolog.
Zawsze byłem inny, zawsze byłem odmieńcem. Pod grubą maską skrywam moje prawdziwe „ja”.
Przez lata wyrabiałem sobie opinię zimnej, podłej karykatury człowieka. Wszystko to by móc przezwyciężyć ból i strach który otacza nas ze wszystkich stron. Wszystko to by przetrwać w tym wielkim świecie. Każdy z nas pisze swoją własną historię. A oto i cząstka mojej...


Rozdział I: Nowi.

Koniec sierpnia. Pakuję się. Mógłbym kazać Zgredkowi to zrobić za mnie ale po co? Ach byleby mój ojciec nie zauważył. Jest to człowiek sceptyczny i zimny. Uważa, że my czysto krwiści mamy służbę która powinna nas wyręczać dosłownie we wszystkim, a samo robienie takich przyziemnych rzeczy jest haniebne dla tak szlachetnej rodziny jak Malfoy'owie. Czasem zastanawiam się czy zamiast mówić do niego „ojcze” powinienem użyć określenia „Panie Lucjuszu” lub po protu „Panie Malfoy”.
                                                                              ~ ~ ~
- Draco masz wszystko?
- Tak mamo...
- Na pewno? Różdżka? Szata? A gdzie jest twój kufer?!
- Mamo... wszystko jest w pociągu, naprawdę muszę już iść.
- No dobrze synku, ehm...- mama szturcha delikatnie ojca łokciem.
- Nie zgub różdżki, trudno jest załatwić nową- odpowiada i odchodzi. W sumie niczego się po nim nie spodziewałem, zawsze taki był, jednak mimo wszystko przez ostatnie miesiące nieźle dawał w kość i mi i mamie...ona uważała że „tata miał po prostu zły dzień w pracy” ale ja wiedziałem, wiedziałem doskonale że coś nie gra. Mama często płakała. Raz nawet usłyszałem fragment rozmowy: 
- „jeśli nie zrobię co On mi każe, załatwi nas, a przecież trzeba chronić małego...” 
- „Lucjuszu... nie możemy tak po prostu stać się takimi jak ON..” 
- „ jeśli to jedyne wyjście, jeśli tylko tak mogę was uchronić przed jego ręką...”.
Oczywiście nie zrozumiałem o co im chodziło, ale to nie moja sprawa, w sumie trudno mi się dziwić skoro mam tylko 11 lat.
 No nic, muszę znaleźć pusty przedział, nie chcę stać całą drogę.
No, nareszcie jakiś w miarę pusty...No to wchodzę.
-Cześć. Jestem Crabb a to Goyle ale śpi.
-Cześć, miło mi, ja jestem Draco. Draco Malfoy.
-TEN Malfoy? Wow tyle o tobie słyszałem, to znaczy o twojej rodzinie, no wiesz...jesteście w pierwszej piątce na liście najszlachetniejszych rodzin magicznych, piszą to wszystko tutaj w Żonglerze...czytasz Żonglera?
-Nie,nie czytam.
No i to by było na tyle jeśli chodzi o rozmowę z kimkolwiek. Chwilę przed wysiadką poproszono nas byśmy włożyli nasze szaty... tak też zrobiliśmy.

Stoimy przed Wielką Salą. Wszyscy się boimy. Tyle pytań w głowie : Co teraz będzie? Test? Czy zdamy? Nic nie umiemy, NIC! I wtedy widzę Pottera. Tak, tego sławnego Harrego Pottera w towarzystwie nikogo innego jak Ronalda Weasley'a. Rozmawiają sobie w najlepsze jak przyjaciele.. dlaczego niby oni? Dlaczego nawet ten biedak Weasley ma do kogo się odezwać a ja nie? To niesprawiedliwe! Przecież pochodzę z wielopokoleniowej bogatej rodziny. O nieee, tak być nie może. Nie zastanawiając się ani chwilę podchodzę do Pottera i Weasley'a.
- Ty jesteś Harry Potter? Ja jestem Draco. Draco Malfoy. Chętnie wprowadzę cię do Hogwartu i pokaże wszystko co ciekawe, no bo po co masz się zadawać z takim Weasleyem? Niedojż, że rudzielec to jeszcze biedak- to ostatnie zdanie dodałem szybko sam nie wiem czemu, może byłem zazdrosny? No nieważne już i tak za późno...
- Dzięki, ale wolę się zadawać z Ronem niż z takim typem jak ty Malfoy.
I odszedł... od tak sobie poszedł na koniec kolejki do drzwi do Wielkiej Sali. Wtedy przysiągłem sobie że zatruje im życie od samego wejścia aż po wyjście z Hogwartu. Za to że nie moge mieć prawdziwego przyjaciela....kogoś kto mnie wysłucha i kogo ja będę mógł wysłuchać... Co mam więc? Tylko Crabba i Goyla... a oni są bardziej jak skrzaty domowe niż jak koledzy i przyjaciele.
- Witam was nowi uczniowie, nazywam się Profesor McGonagall i jestem zastępcą dyrektora tej szkoły, dlatego też to moim zadaniem jest poprowadzić was do tej sali na uroczystą ceremonię przydziału. Proszę ustawcie się w dwuszeregach. No już, raz dwa! Chłopcy tam z tyłu nie przepychać się! Dwójkami! Za mną!
- I wszyscy ładnie rządkami maszerujemy za panią Profesor. Raz, dwa, trzy...raz, dwa, trzy słyszę jak jeden niski chłopak liczy kroki za mną.
- Teraz tylko czekamy na przydziały... już pierwsza osoba trafiła do Ravenclawu, teraz Hufflepuff...o nie! Wołają mnie...muszę iść... Dobra, idę.
Siedzę na taborecie mając na głowie starą tiarę...”Błagam do Slytherinu, mój ojciec tam był, i mama.... ojciec będzie zły jak się dowie że się tam nie dostałem... Slytherin...Błagam” myślę...

SLYTHERIN! Padło głośno na całą salę. Stół Ślizgonów zaczął gwizdać i krzyczeć. Nawet nie wiem kiedy na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Długowłosa dziewczyna powtarzająca materiał z nowych podręczników trafiła do Gryfindoru. Potter wraz z tym rudzielcem Weasley' em także, a dzieciak który liczył za mną kroki do Ravenclawu.
Uczta, no nareszcie, przez ten cały cyrk zgłodniałem.
                                                                                   ~ ~ ~

Wszyscy z mojego dormitorium już śpią....wszyscy oprócz mnie. Siedzę i patrzę w okno. Na księżyc, i na gwiazdy. „tatuś byłby z ciebie dumny” podpowiada cicho głosik w głowie...ale nie chce go słuchać. Mój ojciec nigdy o mnie nie myślał... ale jest jeszcze mama... dla niej muszę być dzielny, dla mniej muszę być taki jak tata.

Tak właśnie wyglądał mój pierwszy dzień w Hogwarcie. Potem (na szczęście) było już tylko lepiej.

1 komentarz: