sobota, 26 października 2013

Rozdział 6

Drodzy czytelnicy! 
Przepraszam strasznie za to że tak długo wiało tu pustka...;c
 Przepraszam także za wszelkie błędy... Oby się wam podobało mimo że krótki :D
~Alice Malfoy




Rozdział VI: Zalotnik.

Od tej całej akcji z urokiem i Granger minął tydzień. Ona jest cała i zdrowa, ale temu kretynowi nie odpuszczę. Nie wiedzieć, czemu uważam Weasley’a za winnego.
 Muszę tylko znaleźć dowody…Musiałem skończyć swoje rozmyślania, bo właśnie skończyłem śniadanie. Wymknąłem się z Wielkiej Sali by po cichu udać się na lekcje. Mieliśmy mieć eliksiry z Puchonami i Gryfonami. Siedziałem ławkę obok Granger i Weasley'a, typ trzymał ją za rękę i rozmawiał w najlepsze. Za nimi Potter z tą wariatką Lovegood. Zanim Snape podyktował temat Weasley skorzystał z okazji i spytał Granger o bal, a konkretnie o to czy by z nim poszła.
Jakimś cudem szklane naczynie, które właśnie trzymałem w reku spadło na podłogę wybuchając zieloną substancją prosto w twarz Pansy, która siedziała dokładnie obok mnie i napełniając salę czarno zielonkawym dymem. Slytherinowi odjęto 5 punktów, ale przynajmniej Granger nie odpowiedziała temu rudzielcowi.
 Pansy trafiła, na co najmniej tydzień do skrzydła (biedna ma bal z głowy), a Filch musiał godzinami szorować salę od eliksirów. Wychodząc z lochów ( Snape wygonił nas i kazał iść do biblioteki) Granger podeszła do mnie...
- Wszystko w porządku?- spytała swoim dziewczęcym głosikiem
- Ktoś cię prosił o troskę, wredna szlamo?! - odpłaciłem się jej.
Uśmiechnęła się, spojrzała mi głęboko w oczy i odeszła.
 Mogłem sobie mówić różne rzeczy, ale ona wiedziała jaki jestem... widziała to w moich oczach...że udaje... że nigdy nie byłem taki i nie będę... o niee... nigdy nie będę taki jak mój ojciec, zawsze będę tylko udawał.

                                                                   ~ ~ ~

Akurat się złożyło, że w sobotę wypadał mecz quidicha:Puchoni kontra Gryfoni.
 Z moich podsłuchiwań Weasley nie zaprosił Granger drugi raz, więc ta nie zgodziła się. Siedziała teraz sama na trybunach, jej koleżanki widocznie zrezygnowały z kibicowania którejkolwiek z drużyn w tak kiepską pogodę. Mianowicie było zimno i co chwila spadało parę kropel z ciemno- szarych chmur.
Siedziałem z Crabbem na ławce czekając na Goyla, który uparł się, że skoczy po babeczki z czekoladą na mecz. Na tej samej ławce, pustej, zresztą jak całe trybuny około dwóch i pół metra dalej siedziała właśnie Granger. Postanowiłem się ich jakoś pozbyć, więc rzuciłem zaklęcie na babeczki które eksplodowały.
 Zirytowani Ślizgoni mieli zamiar ruszyć do kuchni po następne, ale uprzedziłem ich że od deszczu babeczki rosną i wybuchają, to normalne (tym gamoniom wciśnie się każdy kit) więc poszli do zamku a ja obiecałem że zaraz po meczu spotkamy się w salonie wspólnym Ślizgonów.
Na trybunach zostałem, więc tylko ja, paru Krukonów, Puchonki i Granger.
 Zauważyłem, że pociera ręce by się ogrzać.
 Bez wahania wyciągnąłem z kieszeni maleńkie czarne pudełeczko.
 Jedno machnięcie różdżką i pofrunęło w stronę Gryfonki lądując na jej zmarzniętych kolanach. Udając, że oglądam mecz, który ani odrobinę mnie nie interesował, co chwila zerkałem na Hermionę, ta rozejrzała się i otworzyła w końcu pudełko.
W chwili, gdy to zrobiła rozpalił się momentalnie maleńki błękitno-zielony płomyczek, w sam raz by się ogrzać.
 Nie powinienem tak sobie czarować, kiedy chcę, bo to zabronione, no, ale miałem pozwolić dziewczynie zmarznąć?
Niestety mecz dobiegł końca a ja musiałem iść do chłopaków, bo już nie miałem powodów by bezustannie wpatrywać się w Gryfonke bawiącą się płomykiem w czarnym pudełeczku.


SŁUCHAJCIEEE!!!
  Mam pomysł by przy rozdziałach dodawać czasem swój rysunek bądź wiersz o HP...
Co wy na ten pomysł? Piszcie w komentarzach :D


3 komentarze:

  1. Ohh i ahh...po prostu ;) jak chcesz i bedziesz miala czas to mozesz dodawac ;3 i czekam na nastepny ;p
    ~Roni ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzialik super , lecę czytać następny!

    OdpowiedzUsuń