sobota, 28 września 2013

Rozdział 4

Bardzo przepraszam że tak długo ;c mało czasu...Jednak coś udało mi się napisać.
Miłego czytania ;3
~Alice Malfoy

Rozdział IV: Dobry czy zły?


Cały dzień jej unikałem. Byłem naprawdę blisko celu, gdy zza rogu korytarza wyłonił się nietoperz szczerząc zęby w perfidnym uśmiechu.
- Malfoy, ty i Granger u mnie za 10 minut- powiedział głosem człowieka, który wygrał 1000 galeonów.
W pierwszej chwili pomyślałem, że facet szuka dyżurnych albo, co, ale po chwili zorientowałem się, że on przecież może wiedzieć. Daje sykla, że to ten grubas Hagrid nas wy kablował. Musiał nas podglądać jak wracaliśmy.

Stanąłem przed drzwiami biblioteki. Co mam jej powiedzieć? Wziąłem głębszy wdech i pchnąłem drzwi.
- Granger!- wołam podchodząc do stolika Gryfonki. – Snape wzywa.
I bez wahania odwracam się i maszeruję do lochów. Dziewczyna szła dość cicho, ale i tak słyszałem jej pospieszne kroki.
Kiedy już doszliśmy do gabinetu Snape’a zatrzymałem się by puścić Granger przodem.
- Usiądzcie.- przywitał nas nauczyciel.
- Czemu nas pan tu ściągnął, Profesorze?- spytała spanikowana dziewczyna.
- Widzi pani, panno Granger rozmawiałem dzisiaj z centaurem Firenzem i twierdzi on że widział kogoś wczoraj w zakazanym lesie, jakoś w godzinach wieczornych…
- Wie pan, bo ja…to znaczy my…
- …ale oczywiście ta sprawa dotyczy pana Malfoy’a nie panią. Pani będzie udzielać korepetycji pierwszoklasistom jasne?
- No tak, ale co do tego incydentu…
- A no właśnie. Malfoy? Wiesz coś może o tym? Jesteś chyba jedyną osobą, która wiele wie w Slytherinie a zdaje się ze to był ktoś z naszych.- poinformował mnie Snape.
- Profesorze to byłem ja.- odparłęm unosząc dumnie głowę.
- Ah tak, doprawdy? A czy był z panem ktoś jeszcze?
Spojrzałęm na Hermionę a ona na mnie.
- Nie. Byłem sam.- odpowiedziałęm z przekonaniem. Gryfonka spojrzała na mnie pytająco. Widocznie spodziewała się, że ją wydam.
- Dobrze tak, więc będzie pan pomagał pannie Granger w korepetycjach. Taka kara jest chyba wystarczająca?
- Tak Profesorze.- przytaknąłem.
- Korepetycji udzielacie w soboty wieczorem. Oczywiście tylko z eliksirow, inaczej nie rozmawialibyście teraz ze MNĄ. A teraz wynoście się, bo marnujecie mój cenny czas.- trudno było przewidzieć jego nastrój.
Wyszliśmy z jego gabinetu. Hermiona bez słowa pobiegła do siebie. Nie zatrzymywałem jej. Sam musiałem sobie wszystko przemyśleć.

                                                                   ~ ~ ~

Wieczór spędziłem nad książkami. Całe szczęście biblioteka nie była pusta. Niektórzy czytali, inni plotkowali. Ja zabrałem się za eliksiry by powtórzyć materiał na sprawdzian.
 Uczyłem się może z 20 minut, gdy szybkim krokiem weszła do biblioteki Granger.
- Mógłbyś mi coś wyjaśnić?!- spytała poirytowana siadając na krześle obok mnie. – Dlaczego bronisz mnie przed innymi, dlaczego zabierasz mnie na jakieś wycieczki i kryjesz przed Snapem jeszcze rok temu nienawidziwszy mnie!- mówiła półszeptem tak bym tylko ja mógł ją usłyszeć.
- O co ci znów chodzi?!- spytałem niewinnie.
- O to, że nie rozumiem skąd ta nagła zmiana u ciebie Malfoy!- wycedziła.
- Posłuchaj, ale przede wszystkim się uspokój. Nie zamierzam ci się tłumaczyć. Po prostu się pogódź z tym, co było a z tym, co dzieje się teraz.- pochyliłem się nad nią tak by zdekoncentrowana moją postawą nie zaczęła wrzeszczeć, do czego było jej blisko. Spojrzałem jej głęboko w oczy.
 – Nigdy mnie nie znałaś,a ten JA który mówi teraz do ciebie to ten którego nikt nie zna. I nie pozna.- odsunąłem się od jej twarzy i zabrałem za naukę ignorując jej pełne podziwu spojrzenie.


Spędziłem jeszcze trochę czasu w bibliotece. Potem poszedłem do dormitorium.
 Tam zdjąłem z siebie ubrania i szybko włożyłem piżamę by móc jak najszybciej usnąć, zmęczony kolejnym dniem pełnym wrażeń. 



Podobało wam się ? Piszcie proszę w komentarzach ;* 
Pozdrawiam wszystkich czytających ! 

niedziela, 22 września 2013

Rozdział 3

Ten rozdział dedykuję naszemu dzisiejszemu solenizantowi Tomowi Feltonowi ;) 
Liczę że się wam spodoba. Wybaczcie że tak długo. 
~Alice Malfoy 


Rozdział III: Wycieczka.

Po śniadaniu pognałem spóźniony na transmutację, której swoją drogą nie znoszę, ale sytuacja z punktami Slytherinu nie jest za ciekawa, więc nie mogę pozwolić byśmy stracili kolejne. Postanowiłem pójść na skróty by zaoszczędzić parę minut. I wtedy za rogiem wpadłem na NIĄ.
Zderzyliśmy się i upadliśmy.
- Uważaj jak łazisz wredna…- i aż szczęka mi opadła na widok Granger. Normalnie udałbym, że guzik mnie to wszystko obchodzi i poszedł w swoją stronę wyzywając ją od szlam. Jednak nie tym razem. Wyglądała inaczej. Czerwone, podpuchnięte oczy zdawały się nic nie widzieć przesłonięte grubą warstwą kolejnych, napływających łez.
- Ja… bardzo cię przepraszam, bo...bbo się zamyśliłam i..- zaczęła się tłumaczyć.
- Ej nic ci nie jest? Tylko weź mi tu nie rycz! – ostrzegłem odrobinę spuszczając z tonu.
- Nie nie, ja tylko…- nie dokończyła zajęta zbieraniem porozrzucanych książek.
- Nie. To moja wina, to ja ewidentnie na ciebie wpadłem. Nie ma sprawy- podałem jej książkę lekko się uśmiechając. – Może ci pomogę? – zaoferowałem się.
- Dziękuje, poradzę sobie- jęknęła przez łzy.
Zignorowałem ją i podniosłem resztę książek.
- Mogę spytać, czemu płaczesz?
- Ja tylko…no wiesz, pokłóciłam się z Ronem- wyznała wstydliwie.
- No tak…rozumiem, a o co się pokłóciliście?- dopytywałem.
- O nic konkretnego…
- Spoko, zachowam to dla siebie- zapewniłem.
- No, bo…- wzięła głębszy oddech a gdy go wypuściła posypała się lawina słów. Martwiłem się że przez to szlochanie i trajkotanie jednocześnie jeszcze mi się tu udusi. Jak ja to wyjaśnię Snape’owi?!
- Bo widziałam go całującego się z Lavender, ale okłamywał mnie i nie przyznał się do winy. Ginny mi nie wierzy i ślepo stoi za bratem, a Harry unika mnie pod pretekstem treningów i spotkań z Dean'em i Nevill'em… Jestem sama. Wszyscy się ode mnie odwracają i są po stronie Rona, a ja stoję tu i wypłakuję się TOBIE, bo wszyscy mnie opuścili!
Po tych słowach zakryła twarz obiema rękami i zaczęła głośno płakać a książki z hukiem wypadły jej z rąk. Odruchowo przytuliłem ją sobie do piersi i zacząłem głaskać po włosach i plecach.
- Nie martw się, wszystko się jeszcze ułoży- zacząłem ją pocieszać – Słuchaj, może odpuścisz sobie dzisiaj lekcje hę?- zaproponowałem.
Spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami ale ja nie czekałem na odpowiedź.
- Biegnij do siebie. Odłóż książki i przyjdź tu za 30 minut okej?
- Ale ja muszę iść na zajęcia...co powie Profesor McGonagall, a Snape?
- Spójrz na siebie. Jesteś w takim stanie, że i tak nie przydasz się na zajęciach. A teraz uciekaj do siebie i rób, co mówię- powiedziałem z trudną do wykrycia troską w głosie.
Granger odwróciła się i poszła w kierunku salonu Gryfonów wycierając łzy kawałkiem szaty.
- I pamiętaj! Za 30 minut!- krzyknąłem i odszedłem w swoją stronę.

Zszedłem schodami do kuchni. Do ciemno-brązowego wiklinowego koszyka włożyłem butelkę piwa kremowego, dwa pucharki i trochę owoców z nadzieją, że je lubi, a nie wywołują u niej alergii. No, bo pomyślcie sami. Niedojrz, że ryzykuję samym piknikowaniem z Gryfonką, w dodatku szlamą, to jeszcze napuchniętą jak ciotka Potter'a.
Poszedłem na umówiony korytarz. Po dziesięciu minutach Hermina przyszła. Jak tak czekałem to w pierwszej chwili pomyślałem że mnie wystawiła. Myliłem się.
- Gotowa? No to chodź, byleby nas żaden nauczyciel nie dorwał – złapałem ją za rękę i szybkim krokiem szliśmy w kierunku błoni.
Spojrzałem na niebo i zastanowiłem się czy taka pogoda będzie sprzyjała nam cały dzień.
Znowu szliśmy. W milczeniu. Jedynie przed linią Zakazanego Lasu Granger wzięła głębszy oddech.
Gdy doszliśmy na wielką zalaną słońcem i zarośniętą polnymi kwiatami polanę, jej uśmiech był nie do opisania.
Spędziliśmy tam godziny na rozmowach oraz milczeniu wsłuchując się w odgłosy natury. Nawet nie dostrzegliśmy, kiedy słońce ustąpiło księżycowi i gwiazdom.
Idąc w stronę zamku wiatr mierzwił nam włosy i powodował gęsią skórkę na rękach i policzkach. Bez chwili namysłu ściągnąłem z siebie bluzę i podałem ją dziewczynie która nawet na nią nie spojrzała.
- Nie potrzebuję- odparła.
- Bierz ją- warknąłem.
Niechętnie wzięła ode mnie bluzę i nałożyła na siebie. Po wejściu do zamku rozstaliśmy się.
- Niech nikt cię nie zobaczy. Ej…
- Tak?- spytała wyrwana z zamyślenia.
- To, co się dziś wydarzyło…
- Jasne. Nikomu nie powiem- przerwała mi z uśmiechem po czym oddaliliśmy się dyskretnie do swoich dormitoriów.
Byłem zmęczony. Zmęczony na tyle by wyrzuty sumienia i wszelkie żale do własnej osoby zostawić na jutro.





niedziela, 15 września 2013

Rozdział 2

Miał być dopiero jutro ale macie troszkę wcześniej, mam nadzieję że się wam spodoba. Komentujcie śmiało! ;)
~Alice Malfoy


Rozdział II: Zmiany.

- To co Draco? Idziemy?- szepce mi do ucha Goyle od 20 minut...
Z okazji Halloween zorganizowano bal w Wielkiej Sali. Każdy miał mieć przebranie. Crabb i Goyle nakręcili się,że będzie darmowy bufet i że warto iść. W sumie mógłbym pójść chociażby tylko po to by po wyśmiewać Weasley'a i Pottera i ich debilne przebrania. No ale nie mam zamiaru spędzić tego wieczora właśnie z Crabbem i Goylem. Muszę ich jakoś spławić...
- Ja raczej nie idę ale wy idźcie i bawcie się dobrze.
- No skoro ty nie idziesz to i my nie idziemy...- nie daje za wygraną Crabb
- taak, Crabb ma rację- dorównuje Goyle
- Ale no wiecie... bo...bo ja tak właściwie mam szlaban- no brawo niezłe kłamstewko Draco.
- Jak to? - pytają jednocześnie.
- No bo wiecie, McGonagall mnie złapała jak czarowałem krzesła Pottera i tego rudzielca w sali do transmutacji no i dostałem szlaban akurat na sobotni wieczór- kłamię na poczekaniu.
- Ah no to okej, pójdziemy sami...
I zakończyliśmy tą wymianę zdań w samą porę bo Snape'a zaczęły już porządnie irytować te szmery. Oddałem mu kartkówkę i wyszedłem z sali szybciej byleby te przygłupy mnie nie dogoniły.

Postanowiłem pójść na błonie, mijając Wielką Salę przypomniałem sobie jak to sześć lat temu staliśmy wszyscy przed nią myśląc jak to będzie, siadając na stołku i wkładając tiarę.
Usiadłem na trawie rozkoszując się promieniami słonecznymi, o dziwo było dość ciepło...Odruchowo się rozejrzałem i zobaczyłem ją. Nikogo innego jak samą Granger, gryfonkę która była jedną z „przyjaciółeczek” bądź wielbicielek Pottera. Dziwne,że siedziała sama, samiuteńka nad książkami. 
Chyba coś czytała i wtedy przybiegło dwóch Puchonów. Ponieważ siedzieliśmy nad jeziorkiem wrzucili jej książki do wody. Byłem na nich tak wściekły że nawet nie wiem jak ale z końca mojej różdżki wystrzeliły dwie petardy które goniły dwóch chłopaków aż do zamku gdzie słychać było tylko głośne „Auuu!”, aż wolę nie wiedzieć na jakiej części ich ciała wybuchły.
 W każdym bądź razie dwóch panów trafiło do skrzydła szpitalnego z porządnymi siniakami. Najgorsze w tym wszystkim było to że Granger widziała że to ja, zamiast jednak na kablować na mnie Snape'owi uśmiechnęła się i poszła, przedtem rzucając zaklęcie na książki które pomaszerowały za nią do zamku. Nawet nie wiem kiedy przestałem patrzeć na tę dziewczynę jak na zwykłą szlamę. 
Poszedłem za nią z myślą że tamci dwaj mogą wrócić ze skrzydła szybciej. Ale jakoś nie miałem odwagi podejść. Co by powiedzieli jakby mnie zobaczyli z nią? Ten Malfoy, TEN wredny, arogancki, podły i bezczelny Malfoy pomaga Gryfonce?! I to jeszcze szlamie?!
Nie mogłem się przemóc by do niej podejść, więc wyszło na to że ją obserwowałem a potem odprowadziłem wzrokiem do sali do numerologii.

Po całym męczącym dniu, nie miałem problemów z zaśnięciem. Jednak zanim usnąłem doszedłem do wniosku, że powinienem ją nienawidzić, no przecież to szlama!


Następnego dnia, obudziłem się z myślą że przecież nienawidzę tej brudno krwistej Granger. Z szyderczym uśmiechem zszedłem na śniadanie. Siedziała już tam z Longbottomem i rozmawiała o czymś. Zaśmiałem się w duchu, przecież ten fajtłapa Longbottom nie ma u niej żadnych szans. Po dziesięciu minutach nie mogłem się powstrzymać i zerknąłem na stół czerwonych i aż zagotowałem się ze złości. 
Naprzeciw tej Granger siedział sobie Potter a obok niej samej nie kto inny jak piekielnie rudy Weasley. Byłem taki zły że przeszedłem z drugiej strony naszego stołu specjalnie tak, by móc minąć stół Gryfonów.

- no no Weasley, chyba zbyt wysoko się cenisz myśląc że jakąkolwiek laske poderwiesz, uwierz mi ale nawet babcia Longbottoma nie poszłaby z tobą na ten głupi bal- powiedziałem będąc na tyle blisko by mnie usłyszeli.
- Zamknij się Malfoy!- odpowiedział mi rudy z zawstydzoną miną, ja w tym czasie zerknąłem na Granger która wbiła wzrok w swoją owsiankę nie chcąc na mnie spojrzeć. Zabolało. Poszedłem sobie stamtąd rozmyślając jakie to wszystko jest niedorzeczne.

Po lekcjach poszedłem do biblioteki by tam spędzić popołudnie wśród stosów zadań. Nie pamiętam nawet kiedy dosiadła się do mnie Pansy, jedna Ślizgonka. Spytała czy idę na bal. 
Odpowiedziałem że mam szlaban i nie idę nie odrywając wzroku od pergaminu z zadaniami. Ale sądząc po jej głosie zasmuciła ją moja odmowa. 
Mimo wszystko miałem ją gdzieś bo myślami byłem ciągle przy śniadaniowym incydencie. Czyżby ona na serio się mnie brzydziła? Czyżbym w jej oczach naprawdę był Shrekiem a nie księciem z bajki?
 To ostatnie zdanie tak mnie zdziwiło, nawet wypowiedziane w moich własnych myślach, że zawstydzony własnymi wymysłami zabrałem się do pracy domowej z eliksirów a następnie z astronomii.    


Wybaczcie mi wszelkie błędy...;) 

sobota, 14 września 2013

Rozdział 1

Witajcie ;) To mój nowy blog, zapraszam do komentowania kolejnych rozdziałów :)
Miłego czytania (z góry przepraszam za wszelkie błędy)
~Alice Malfoy.





Prolog.
Zawsze byłem inny, zawsze byłem odmieńcem. Pod grubą maską skrywam moje prawdziwe „ja”.
Przez lata wyrabiałem sobie opinię zimnej, podłej karykatury człowieka. Wszystko to by móc przezwyciężyć ból i strach który otacza nas ze wszystkich stron. Wszystko to by przetrwać w tym wielkim świecie. Każdy z nas pisze swoją własną historię. A oto i cząstka mojej...


Rozdział I: Nowi.

Koniec sierpnia. Pakuję się. Mógłbym kazać Zgredkowi to zrobić za mnie ale po co? Ach byleby mój ojciec nie zauważył. Jest to człowiek sceptyczny i zimny. Uważa, że my czysto krwiści mamy służbę która powinna nas wyręczać dosłownie we wszystkim, a samo robienie takich przyziemnych rzeczy jest haniebne dla tak szlachetnej rodziny jak Malfoy'owie. Czasem zastanawiam się czy zamiast mówić do niego „ojcze” powinienem użyć określenia „Panie Lucjuszu” lub po protu „Panie Malfoy”.
                                                                              ~ ~ ~
- Draco masz wszystko?
- Tak mamo...
- Na pewno? Różdżka? Szata? A gdzie jest twój kufer?!
- Mamo... wszystko jest w pociągu, naprawdę muszę już iść.
- No dobrze synku, ehm...- mama szturcha delikatnie ojca łokciem.
- Nie zgub różdżki, trudno jest załatwić nową- odpowiada i odchodzi. W sumie niczego się po nim nie spodziewałem, zawsze taki był, jednak mimo wszystko przez ostatnie miesiące nieźle dawał w kość i mi i mamie...ona uważała że „tata miał po prostu zły dzień w pracy” ale ja wiedziałem, wiedziałem doskonale że coś nie gra. Mama często płakała. Raz nawet usłyszałem fragment rozmowy: 
- „jeśli nie zrobię co On mi każe, załatwi nas, a przecież trzeba chronić małego...” 
- „Lucjuszu... nie możemy tak po prostu stać się takimi jak ON..” 
- „ jeśli to jedyne wyjście, jeśli tylko tak mogę was uchronić przed jego ręką...”.
Oczywiście nie zrozumiałem o co im chodziło, ale to nie moja sprawa, w sumie trudno mi się dziwić skoro mam tylko 11 lat.
 No nic, muszę znaleźć pusty przedział, nie chcę stać całą drogę.
No, nareszcie jakiś w miarę pusty...No to wchodzę.
-Cześć. Jestem Crabb a to Goyle ale śpi.
-Cześć, miło mi, ja jestem Draco. Draco Malfoy.
-TEN Malfoy? Wow tyle o tobie słyszałem, to znaczy o twojej rodzinie, no wiesz...jesteście w pierwszej piątce na liście najszlachetniejszych rodzin magicznych, piszą to wszystko tutaj w Żonglerze...czytasz Żonglera?
-Nie,nie czytam.
No i to by było na tyle jeśli chodzi o rozmowę z kimkolwiek. Chwilę przed wysiadką poproszono nas byśmy włożyli nasze szaty... tak też zrobiliśmy.

Stoimy przed Wielką Salą. Wszyscy się boimy. Tyle pytań w głowie : Co teraz będzie? Test? Czy zdamy? Nic nie umiemy, NIC! I wtedy widzę Pottera. Tak, tego sławnego Harrego Pottera w towarzystwie nikogo innego jak Ronalda Weasley'a. Rozmawiają sobie w najlepsze jak przyjaciele.. dlaczego niby oni? Dlaczego nawet ten biedak Weasley ma do kogo się odezwać a ja nie? To niesprawiedliwe! Przecież pochodzę z wielopokoleniowej bogatej rodziny. O nieee, tak być nie może. Nie zastanawiając się ani chwilę podchodzę do Pottera i Weasley'a.
- Ty jesteś Harry Potter? Ja jestem Draco. Draco Malfoy. Chętnie wprowadzę cię do Hogwartu i pokaże wszystko co ciekawe, no bo po co masz się zadawać z takim Weasleyem? Niedojż, że rudzielec to jeszcze biedak- to ostatnie zdanie dodałem szybko sam nie wiem czemu, może byłem zazdrosny? No nieważne już i tak za późno...
- Dzięki, ale wolę się zadawać z Ronem niż z takim typem jak ty Malfoy.
I odszedł... od tak sobie poszedł na koniec kolejki do drzwi do Wielkiej Sali. Wtedy przysiągłem sobie że zatruje im życie od samego wejścia aż po wyjście z Hogwartu. Za to że nie moge mieć prawdziwego przyjaciela....kogoś kto mnie wysłucha i kogo ja będę mógł wysłuchać... Co mam więc? Tylko Crabba i Goyla... a oni są bardziej jak skrzaty domowe niż jak koledzy i przyjaciele.
- Witam was nowi uczniowie, nazywam się Profesor McGonagall i jestem zastępcą dyrektora tej szkoły, dlatego też to moim zadaniem jest poprowadzić was do tej sali na uroczystą ceremonię przydziału. Proszę ustawcie się w dwuszeregach. No już, raz dwa! Chłopcy tam z tyłu nie przepychać się! Dwójkami! Za mną!
- I wszyscy ładnie rządkami maszerujemy za panią Profesor. Raz, dwa, trzy...raz, dwa, trzy słyszę jak jeden niski chłopak liczy kroki za mną.
- Teraz tylko czekamy na przydziały... już pierwsza osoba trafiła do Ravenclawu, teraz Hufflepuff...o nie! Wołają mnie...muszę iść... Dobra, idę.
Siedzę na taborecie mając na głowie starą tiarę...”Błagam do Slytherinu, mój ojciec tam był, i mama.... ojciec będzie zły jak się dowie że się tam nie dostałem... Slytherin...Błagam” myślę...

SLYTHERIN! Padło głośno na całą salę. Stół Ślizgonów zaczął gwizdać i krzyczeć. Nawet nie wiem kiedy na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Długowłosa dziewczyna powtarzająca materiał z nowych podręczników trafiła do Gryfindoru. Potter wraz z tym rudzielcem Weasley' em także, a dzieciak który liczył za mną kroki do Ravenclawu.
Uczta, no nareszcie, przez ten cały cyrk zgłodniałem.
                                                                                   ~ ~ ~

Wszyscy z mojego dormitorium już śpią....wszyscy oprócz mnie. Siedzę i patrzę w okno. Na księżyc, i na gwiazdy. „tatuś byłby z ciebie dumny” podpowiada cicho głosik w głowie...ale nie chce go słuchać. Mój ojciec nigdy o mnie nie myślał... ale jest jeszcze mama... dla niej muszę być dzielny, dla mniej muszę być taki jak tata.

Tak właśnie wyglądał mój pierwszy dzień w Hogwarcie. Potem (na szczęście) było już tylko lepiej.