Witajcie fani Dramione! Długo mnie tu nie było, jednak zebrałam siły i myśli na dalsze losy naszych ukochanych Dramione :)
Jednocześnie dziękuję za cierpliwość i zrozumienie.
~Alice Malfoy
Rozdział XIII: Postępek.
Co ja sobie myślałem? No tak...nic nie myślałem bo jestem głupi.
To że wykrzyczałem jej to wszystko podczas kłótni było tak żenujące.
Wstyd mi za to że w ogóle do niej doprowadziłem. Nie chcę się kłócić. Nie z nią.
Jako że jest sobota popołudnie, nie mam zamiaru siedzieć w bibliotece i się uczyć.
Zostawiłem książki na stole i pobiegłem na poszukiwanie Granger.
To się nie może tak skończyć.
W biegu zastanawiałem się jak bardzo nierozsądne jest to co robię, tak w skali od jednego do dziesięciu. Mój wyczyn wykraczał sporo poza skalę, ale jakoś mało mnie to w tej chwili interesowało.
Wybiegłem z zamku na zalaną deszczem trawę.
Nie padało mocno, ale też nie można by tego nazwać mżawką.
Widziałem ją już wcześniej w oknie, caluteńką mokrą, wracającą powoli do zamku.
Szła przed siebie ze spuszczoną głową.
Wtedy podbiegłem do niej i po prostu ją przytuliłem,otulając bluzą którą ściągnąłem z siebie w biegu. Odsunąwszy głowę w tył złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
Cofnąłem się by mogła mnie uderzyć w twarz jak miała to robić w zwyczaju.
Tymczasem Gryfonka rzuciła mi się na szyję, mocno wtulając.
No takiej reakcji to ja się w życiu nie spodziewałem. Jednak muszę przyznać że byłem wniebowzięty. Staliśmy tak chwilę w tym deszczu. Nie myślałem o tym że tulę do siebie wroga.
Myślałem jedynie o tym jak jest mi dobrze. Kiedy tak się rozmarzyłem, dziewczyna odsunęła się ode mnie mnie spojrzała głęboko w oczy i pobiegła do zamku. Ja stałem tam jeszcze jakiś czas. Sam.
W tym deszczu. Stałem tak i czekałem aż wreszcie dotrze do mnie co się właściwie wydarzyło.
Szedłem powoli szurając nogami po schodach. Gdy dotarłem do pokoju wspólnego opadłem bezwładnie na fotel. Zacząłem gorączkowo myśleć...co zrobić? Co zrobić by chronić ją...by chronić nas? Czy w ogóle jest jakieś „nas”? Jak to wszystko się potoczy? Myśląc tak zapadłem w sen. Był to piękny sen...polana pośrodku lasu...tylko ja i Hermiona. Leżymy tak i rozmawiamy godzinami. W ułamku sekundy mój sen przerodził się w koszmar. Zapadł zmrok. Las zaczął płonąć, spojrzałem na nią a ona ze łzami w oczach krzyczała do mnie bym uciekał. Spojrzałem za siebie na wyszczerzonego Weasley'a.
Odwróciłem się i już jej nie było. Obudziłem się wystraszony i zalany potem. Było po czwartej. Przewróciłem się na drugi bok myśląc o tym wszystkim.
Tak bardzo chciałbym być teraz przy niej, zapewnić jej bezpieczeństwo, ale jak skoro ona jest tam a ja tu, w tym piekielnym Slytherinie?
W tamtej chwili po raz pierwszy pożałowałem że jestem w domu węża.
~ ~ ~
Schodząc na śniadanie byłem praktycznie nieprzytomny. Nie spałem za dobrze. Skupiony na porannej owsiance nie kontaktowałem ze światem. Aż podskoczyłem na ławce gdy dosiadł się do mnie Blaise i spytał czy wszystko okej. Kiedyś przyjaźniliśmy się z Zabinim, ale pokłóciliśmy się o coś, nawet nie pamiętam już o co. Sytuacje wykorzystali Crabb i Goyle i trzymali się ze mną by wzbudzić wśród innych uczniów respekt i poprawić reputacje. Więc w sumie nigdy nie miałem takiego prawdziwego przyjaciela.
- Słuchaj stary, chciałem cię przeprosić. To wszystko tak jakoś głupio wyszło. Zawsze byłeś moim najlepszym przyjacielem, nie chcę żeby to się zmieniło przez głupią kłótnię.-zaczął niepewnie.
- Brakowało mi ciebie bracie- odparłem i przytuliliśmy się po męsku.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz na chorego...
Zastanowiłem się czy powinienem powiedzieć Blaisowi co wydarzyło się w ciągu tych paru miesięcy. Doszedłem jednak do wniosku że przyjaciel może nie zrozumieć mojego problemu więc odpuściłem.
- To nic, zwykłe przemęczenie- skłamałem.
Pogadaliśmy chwilę i poszliśmy na lekcje. Hermiony nie było na śniadaniu. Na lekcjach też jej nie widziałem. Czyżby zapadła się pod ziemię? Potter i Weasley też chodzili sami.
Dwa dni później mieliśmy transmutację. Zaczęło mnie to wszystko porządnie denerwować. Nie mogła wyjechać. Nie teraz kiedy mam jej tak wiele do powiedzenia.
Po lekcji (która zdawała się trwać wieki) podszedłem do Profesor McGonagall żeby zaczerpać trochę wiadomości na temat Granger.
- Pani profesor, ja chciałem spytać o Hermionę Granger...- zacząłem niewinnie.
- Panna Granger poinformowała mnie że musi pilnie wyjechać. Dostałam także sowę od jej szanownego ojca. Widocznie byłą to dość poważna sprawa. Czy coś pana niepokoi panie Malfoy?-wyjaśniła.
- Nie nie, wszystko jest w porządku.
- Jeśli chodzi o korepetycje, ustaliłam z Profesorem Snapem, że zostaną na jakiś czas wstrzymane.
- Dziękuję za wiadomość.- próbowałem przybrać normalny ton głosu. Wyszedłem z sali pospiesznym krokiem czując jak ogarnia mnie panika.
Wróciłem do dormitorium. Odrobiłem lekcje i położyłem się spać licząc że sen ukoi ból i nerwy.
P.S Wybaczcie mi wszelkie błędy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz