Hej wszystkim :)
Z racji tego, że już koniec wakacji napisałam dla was nowy rozdział.
Mam nadzieję, że się spodoba. Rozdziały będę dodawać co dwa tygodnie w sobotę-niedzielę.
Przykro mi, że tak rzadko, jednak nowa szkoła zabierze sporo mojego czasu.
Czytajcie i komentujcie fani dramione !
Pozdrawiam i przepraszam za wpadki tekstowe :D
~Alice Malfoy
Rozdział XIV: Pustka.
Rano czułem się znacznie lepiej,
jednak mimo to coś w środku mnie dusiło.
Wstałem, ubrałem się i wziąłem
torbę z książkami. Po drodze zaszedłem po Zabinego.
Otworzywszy mi drzwi
spojrzał na mnie niepewnie po czym poszedł po swoje rzeczy.
Dobrze znałem to spojrzenie. Mówiło
one: „stary nic ci nie jest? Wszystko gra?”.
Razem poszliśmy na śniadanie,
potem na zajęcia a po zajęciach na trening.
Musiałem coś zrobić. Cokolwiek by nie siedzieć
godzinami na łóżku i nie myśleć o Granger.
Zwariowałbym.
- Słuchaj Draco, co ty na to żeby
wyskoczyć po treningu do Hogesmeade?
Coś cie trapi i wiesz...chciałbym
ci jakoś poprawić nastrój, liczę że mi powiesz...-spytał gdy byliśmy jeszcze w
szatni.
- Jasne Zab możemy iść, czemu
nie? -przerwałem przyjacielowi udając że cieszę się z wypadu do miasteczka.
- No to super, chodźmy już lepiej
bo jeszcze zaczną bez nas- ponaglił mnie i wyszliśmy z szatni Ślizgonów.
Tak jak się umówiliśmy po
treningu odwiedziliśmy Hogesmeade a konkretniej knajpę pod Trzema Miotłami.
Wypiliśmy po trzy kufle kremowego piwa, które niby nie szkodzi ale trzy wielkie
kufle praktycznie naraz nieźle dają popalić. Lekko chwiejnym krokiem
pomaszerowaliśmy do zamku.
W drodze do naszego salonu mijaliśmy Snape'a a że na
Blaisie chyba bardziej odbił się dzisiejszy wieczór zaczął zagadywać.
- No witaj piękna, co ty tutaj
porabiasz?- spytał sennym a zarazem flirtującym głosem.
- Co to ma znaczyć Blaise?!-
Snape zmrużył oczy jak żmija.
- Nie złość się kochanie, złość
piękności szkodzi !- trajkotał dalej Zabini.
- Malfoy?!- Nauczyciel widocznie
czekał na wyjaśnienia, a ja dusząc w sobie śmiech musiałem odpowiedzieć.
- On trochę za dużo wypił dzisiaj
piwa kremowego profesorze...-zacząłem.
- Ale to nic, piękna! Może się
umówimy? Nie daj się prosić! - przerwał mi Zab.
- To może ja już go wezmę i
ten..no..położę spać?- zasugerowałem.
- Tak zrób- odparł lodowatym
tonem profesor.
Objąłem Blaise'a ramieniem i
prowadziłem w stronę lochów.
Przy wejściu do dormitorium zastanowiłem się jak
długo będzie siedziała Snape'owi w głowie miłosna piosenka którą śpiewał mu
Zabini drąc się na cały korytarz. Położywszy pół przytomnego kumpla spać sam
udałem się do łóżka wciąż rozbawiony całą tą sytuacją.
Obudziłem się rano dość wcześnie.
Na spokojnie zająłem się poranną toaletą.
Potem postanowiłem doprowadzić swoje
włosy do porządku. Spakowałem książki do torby i już miałem wychodzić po
Blaise'a kiedy przyjaciel zapukał do drzwi mojego pokoju.
- Oo, Cześć Zab, właśnie miałem
po ciebie iść. Jak się czujesz?- spytałem.
- Nawet nieźle, jestem tylko
trochę głodny. Możemy już iść?
- Pewnie, chodź, należy ci się
solidny kawał bekonu.
Szliśmy w milczeniu całą drogę.
Pewnie dlatego, że byliśmy strasznie głodni.
- Hej Draco, bo widzisz...-
odezwał się znad swojej porcji jajek i bekonu.
- No co?- podniosłem wzrok.
- Ja wczoraj naprawdę podrywałem
jakąś laskę, czy mi się śniło?- spytał.
- Ee, no można tak powiedzieć.-po
raz kolejny zdusiłem w sobie śmiech.
- Pamiętam jej piękne czarne
włosy, i te oczy, ach a w tej czarnej sukni wyglądała tak oszałamiająco...znasz
ją może?
- No ee, taaak znam „ją”...
- Serio? Kim ona jest?
- No wiesz...nawet wyznałeś „jej”
wczoraj miłość- rzuciłem z uśmiechem.
- Teraz tym bardziej musisz mi powiedzieć
kim jest- zachwycał się Blaise.
- Stary...
- No co?
- To Snape.
- Coo?!- zszokowany upuścił swój
widelec który rozprysnął jajka na całym stole.
- Tak. Wczorajszej nocy zarywałeś
do Snape'a.- potwierdziłem.
- No coś ty...
- No dobra my tu gadu gadu a czas
mija, chodź bo spóźnimy się na lekcje.-ponagliłem.
- Jasne, jasne a co mamy?
- Eliksiry- i w tej chwili już
nie wytrzymałem, wybuchnąłem śmiechem a Zabini zrobił się cały czerwony.
- Oh zamknij się już- powiedział
zirytowany.
Na lekcji Eliksirów usiedliśmy na
końcu sali, ponieważ Blaise nie chciał patrzeć Snape'owi w oczy.
- Sprawdziłem wasze klasówki-
rzekł nauczyciel chodząc po sali i rozdając prace.
Bardzo dziękuję Panu za
wczorajszą piosenkę, jednak nie zmienia to faktu że oblał Pan, Panie Blaise-
oznajmił jak zwykle z powagą i wręczył Zabiniemu kartkę.
Ten natomiast spojrzał na mnie z przerażeniem
a potem opuścił głowę tak nisko że nosem prawie dotykał ławki.
Reszta lekcji minęła dość
spokojnie, jednak profesor Filtfick zadał nam referat na cztery rolki
pergaminu. Wróciłem do swojego dormitorium. Blaise poszedł na obiad. Ja
natomiast udałem się do dormitorium.
Znów myślałem o niej.
Następnego dnia wstałem rano.
Właściwie nie kontaktowałem ze światem.
Wolnym krokiem, nieprzytomnie zszedłem
na śniadanie.
Nie byłem głodny.
Dziurawiłem widelcem jajecznicę której nie
miałem nawet zamiaru zjeść.
- Stary może coś jednak zjesz?-
spytał z troską Zab.
Nawet na niego nie spojrzałem.
- Idziesz na lekcje?- rzucił w
moim kierunku wstając od stołu.
W odpowiedzi ja także wstałem i
poszedłem za nim. Miał prawo się martwić, zachowywałem się tak odkąd wyjechała
czyli od blisko dwóch tygodni. Nie potrafiłem kontrolować wyrzutów sumienia.
Doskonale
wiedziałem, że to moja wina, a nie chciałem by wyjechała…nie sama.
Lekcje minęły dość szybko, a po
pierwszych czterech Blaise już przestał próbować mi pomóc.
Pomimo moich starań, nie
potrafiłem udawać, że wszystko gra.
Po tym całym wypadzie do miasteczka czuje
się jeszcze gorzej. Sam fakt, że wyjechała jeszcze dałbym radę przeboleć, ale
ja wciąż nie wiem kto jest jej niedoszłym zabójcą.
Minęło sporo czasu od kiedy
rzucono na nią urok, mimo to pamiętam tę chwilę jakby to było wczoraj.
Wieczorem oglądałem gwiazdy na
moście łączącym dwie wierze. Nagle zobaczyłem postać skradającą się do
zakazanego lasu.
Czym prędzej pobiegłem w stronę schodów, za wszelką cenę chcąc
wiedzieć co jest grane.