piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 14

                                    
Hej wszystkim :) 
Z racji tego, że już koniec wakacji napisałam dla was nowy rozdział. 
Mam nadzieję, że się spodoba. Rozdziały będę dodawać co dwa tygodnie w sobotę-niedzielę. 
Przykro mi, że tak rzadko, jednak nowa szkoła zabierze sporo mojego czasu.
Czytajcie i komentujcie fani dramione !
Pozdrawiam i przepraszam za wpadki tekstowe :D
~Alice Malfoy
                                   
Rozdział XIV: Pustka.

Rano czułem się znacznie lepiej, jednak mimo to coś w środku mnie dusiło.

Wstałem, ubrałem się i wziąłem torbę z książkami. Po drodze zaszedłem po Zabinego. 
Otworzywszy mi drzwi spojrzał na mnie niepewnie po czym poszedł po swoje rzeczy.
Dobrze znałem to spojrzenie. Mówiło one: „stary nic ci nie jest? Wszystko gra?”.
Razem poszliśmy na śniadanie, potem na zajęcia a po zajęciach na trening.
 Musiałem coś zrobić. Cokolwiek by nie siedzieć godzinami na łóżku i nie myśleć o Granger. 
Zwariowałbym.
- Słuchaj Draco, co ty na to żeby wyskoczyć po treningu do Hogesmeade?
Coś cie trapi i wiesz...chciałbym ci jakoś poprawić nastrój, liczę że mi powiesz...-spytał gdy byliśmy jeszcze w szatni.
- Jasne Zab możemy iść, czemu nie? -przerwałem przyjacielowi udając że cieszę się z wypadu do miasteczka.
- No to super, chodźmy już lepiej bo jeszcze zaczną bez nas- ponaglił mnie i wyszliśmy z szatni Ślizgonów.

Tak jak się umówiliśmy po treningu odwiedziliśmy Hogesmeade a konkretniej knajpę pod Trzema Miotłami. Wypiliśmy po trzy kufle kremowego piwa, które niby nie szkodzi ale trzy wielkie kufle praktycznie naraz nieźle dają popalić. Lekko chwiejnym krokiem pomaszerowaliśmy do zamku. 
W drodze do naszego salonu mijaliśmy Snape'a a że na Blaisie chyba bardziej odbił się dzisiejszy wieczór zaczął zagadywać.
- No witaj piękna, co ty tutaj porabiasz?- spytał sennym a zarazem flirtującym głosem.
- Co to ma znaczyć Blaise?!- Snape zmrużył oczy jak żmija.
- Nie złość się kochanie, złość piękności szkodzi !- trajkotał dalej Zabini.
- Malfoy?!- Nauczyciel widocznie czekał na wyjaśnienia, a ja dusząc w sobie śmiech musiałem odpowiedzieć.
- On trochę za dużo wypił dzisiaj piwa  kremowego profesorze...-zacząłem.
- Ale to nic, piękna! Może się umówimy? Nie daj się prosić! - przerwał mi Zab.
- To może ja już go wezmę i ten..no..położę spać?- zasugerowałem.
- Tak zrób- odparł lodowatym tonem profesor.
Objąłem Blaise'a ramieniem i prowadziłem w stronę lochów. 
Przy wejściu do dormitorium zastanowiłem się jak długo będzie siedziała Snape'owi w głowie miłosna piosenka którą śpiewał mu Zabini drąc się na cały korytarz. Położywszy pół przytomnego kumpla spać sam udałem się do łóżka wciąż rozbawiony całą tą sytuacją.

Obudziłem się rano dość wcześnie. Na spokojnie zająłem się poranną toaletą. 
Potem postanowiłem doprowadzić swoje włosy do porządku. Spakowałem książki do torby i już miałem wychodzić po Blaise'a kiedy przyjaciel zapukał do drzwi mojego pokoju.
- Oo, Cześć Zab, właśnie miałem po ciebie iść. Jak się czujesz?- spytałem.
- Nawet nieźle, jestem tylko trochę głodny. Możemy już iść?
- Pewnie, chodź, należy ci się solidny kawał bekonu.

Szliśmy w milczeniu całą drogę. Pewnie dlatego, że byliśmy strasznie głodni.

- Hej Draco, bo widzisz...- odezwał się znad swojej porcji jajek i bekonu.
- No co?- podniosłem wzrok.
- Ja wczoraj naprawdę podrywałem jakąś laskę, czy mi się śniło?- spytał.
- Ee, no można tak powiedzieć.-po raz kolejny zdusiłem w sobie śmiech.
- Pamiętam jej piękne czarne włosy, i te oczy, ach a w tej czarnej sukni wyglądała tak oszałamiająco...znasz ją może?
- No ee, taaak znam „ją”...
- Serio? Kim ona jest?
- No wiesz...nawet wyznałeś „jej” wczoraj miłość- rzuciłem z uśmiechem.
- Teraz tym bardziej musisz mi powiedzieć kim jest- zachwycał się Blaise.
- Stary...
- No co?
- To Snape.
- Coo?!- zszokowany upuścił swój widelec który rozprysnął jajka na całym stole.
- Tak. Wczorajszej nocy zarywałeś do Snape'a.- potwierdziłem.
- No coś ty...
- No dobra my tu gadu gadu a czas mija, chodź bo spóźnimy się na lekcje.-ponagliłem.
- Jasne, jasne a co mamy?
- Eliksiry- i w tej chwili już nie wytrzymałem, wybuchnąłem śmiechem a Zabini zrobił się cały czerwony.
- Oh zamknij się już- powiedział zirytowany.



Na lekcji Eliksirów usiedliśmy na końcu sali, ponieważ Blaise nie chciał patrzeć Snape'owi w oczy.
- Sprawdziłem wasze klasówki- rzekł nauczyciel chodząc po sali i rozdając prace.
Bardzo dziękuję Panu za wczorajszą piosenkę, jednak nie zmienia to faktu że oblał Pan, Panie Blaise- oznajmił jak zwykle z powagą i wręczył Zabiniemu kartkę.
 Ten natomiast spojrzał na mnie z przerażeniem a potem opuścił głowę tak nisko że nosem prawie dotykał ławki.
Reszta lekcji minęła dość spokojnie, jednak profesor Filtfick zadał nam referat na cztery rolki pergaminu. Wróciłem do swojego dormitorium. Blaise poszedł na obiad. Ja natomiast udałem się do dormitorium. 
Znów myślałem o niej.


Następnego dnia wstałem rano. Właściwie nie kontaktowałem ze światem. 
Wolnym krokiem, nieprzytomnie zszedłem na śniadanie.
 Nie byłem głodny.
 Dziurawiłem widelcem jajecznicę której nie miałem nawet zamiaru zjeść.
- Stary może coś jednak zjesz?- spytał z troską Zab.
Nawet na niego nie spojrzałem.
- Idziesz na lekcje?- rzucił w moim kierunku wstając od stołu.
W odpowiedzi ja także wstałem i poszedłem za nim. Miał prawo się martwić, zachowywałem się tak odkąd wyjechała czyli od blisko dwóch tygodni. Nie potrafiłem kontrolować wyrzutów sumienia.
 Doskonale wiedziałem, że to moja wina, a nie chciałem by wyjechała…nie sama.
Lekcje minęły dość szybko, a po pierwszych czterech Blaise już przestał próbować mi pomóc.
Pomimo moich starań, nie potrafiłem udawać, że wszystko gra. 
Po tym całym wypadzie do miasteczka czuje się jeszcze gorzej. Sam fakt, że wyjechała jeszcze dałbym radę przeboleć, ale ja wciąż nie wiem kto jest jej niedoszłym zabójcą.
 Minęło sporo czasu od kiedy rzucono na nią urok, mimo to pamiętam tę chwilę jakby to było wczoraj.


Wieczorem oglądałem gwiazdy na moście łączącym dwie wierze. Nagle zobaczyłem postać skradającą się do zakazanego lasu. 
Czym prędzej pobiegłem w stronę schodów, za wszelką cenę chcąc wiedzieć co jest grane.



niedziela, 17 sierpnia 2014

Rozdział 13

Witajcie fani Dramione! Długo mnie tu nie było, jednak zebrałam siły i myśli na dalsze losy naszych ukochanych Dramione :)
 Jednocześnie dziękuję za cierpliwość i zrozumienie.
~Alice Malfoy



Rozdział XIII: Postępek.

Co ja sobie myślałem? No tak...nic nie myślałem bo jestem głupi.
To że wykrzyczałem jej to wszystko podczas kłótni było tak żenujące.
Wstyd mi za to że w ogóle do niej doprowadziłem. Nie chcę się kłócić. Nie z nią.
 Jako że jest sobota popołudnie, nie mam zamiaru siedzieć w bibliotece i się uczyć.
Zostawiłem książki na stole i pobiegłem na poszukiwanie Granger.
To się nie może tak skończyć.
W biegu zastanawiałem się jak bardzo nierozsądne jest to co robię, tak w skali od jednego do dziesięciu. Mój wyczyn wykraczał sporo poza skalę, ale jakoś mało mnie to w tej chwili  interesowało.
Wybiegłem z zamku na zalaną deszczem trawę.
Nie padało mocno, ale też nie można by tego nazwać mżawką.
Widziałem ją już wcześniej w oknie, caluteńką mokrą, wracającą powoli do zamku.
Szła przed siebie ze spuszczoną głową.
Wtedy podbiegłem do niej i po prostu ją przytuliłem,otulając bluzą którą ściągnąłem z siebie w biegu. Odsunąwszy głowę w tył złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek.
Cofnąłem się by mogła mnie uderzyć w twarz jak miała to robić w zwyczaju.
Tymczasem Gryfonka rzuciła mi się na szyję, mocno wtulając.
No  takiej reakcji to ja się w życiu nie spodziewałem. Jednak muszę przyznać że byłem wniebowzięty. Staliśmy tak chwilę w tym deszczu. Nie myślałem o tym że tulę do siebie wroga.
Myślałem jedynie o tym jak jest mi dobrze. Kiedy tak się rozmarzyłem, dziewczyna odsunęła się ode mnie mnie spojrzała głęboko w oczy i pobiegła do zamku. Ja stałem tam jeszcze jakiś czas. Sam.
W tym deszczu. Stałem tak i czekałem aż wreszcie dotrze do mnie co się właściwie wydarzyło.

Szedłem powoli szurając nogami po schodach. Gdy dotarłem do pokoju wspólnego opadłem bezwładnie na fotel. Zacząłem gorączkowo myśleć...co zrobić? Co zrobić by chronić ją...by chronić nas? Czy w ogóle jest jakieś „nas”? Jak to wszystko się potoczy? Myśląc tak zapadłem w sen. Był to piękny sen...polana pośrodku lasu...tylko ja i Hermiona. Leżymy tak i rozmawiamy godzinami. W ułamku sekundy mój sen przerodził się w koszmar. Zapadł zmrok. Las zaczął płonąć, spojrzałem na nią a ona ze łzami w oczach krzyczała do mnie bym uciekał. Spojrzałem za siebie na wyszczerzonego Weasley'a.
Odwróciłem się i już jej nie było. Obudziłem się wystraszony i zalany potem. Było po czwartej. Przewróciłem się na drugi bok myśląc o tym wszystkim.
Tak bardzo chciałbym być teraz przy niej, zapewnić jej  bezpieczeństwo, ale jak skoro ona jest tam a ja tu, w tym piekielnym Slytherinie?
W tamtej chwili po raz pierwszy pożałowałem że jestem w domu węża.


                                                                         ~ ~ ~

Schodząc na śniadanie byłem praktycznie nieprzytomny. Nie spałem za dobrze. Skupiony na porannej owsiance nie kontaktowałem ze światem. Aż podskoczyłem na ławce gdy dosiadł się do mnie Blaise i spytał czy wszystko okej. Kiedyś przyjaźniliśmy się z Zabinim, ale pokłóciliśmy się o coś, nawet nie pamiętam już o co. Sytuacje wykorzystali Crabb i Goyle i trzymali się ze mną by wzbudzić wśród innych uczniów respekt i poprawić reputacje. Więc w sumie nigdy nie miałem takiego prawdziwego przyjaciela.
- Słuchaj stary, chciałem cię przeprosić. To wszystko tak jakoś głupio wyszło. Zawsze byłeś moim najlepszym przyjacielem, nie chcę żeby to się zmieniło przez głupią kłótnię.-zaczął niepewnie.
- Brakowało mi ciebie bracie- odparłem i przytuliliśmy się po męsku.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz na chorego...
Zastanowiłem się czy powinienem powiedzieć Blaisowi co wydarzyło się w ciągu tych paru miesięcy. Doszedłem jednak do wniosku że przyjaciel może nie zrozumieć mojego problemu więc odpuściłem.
- To nic, zwykłe przemęczenie- skłamałem.
Pogadaliśmy chwilę i poszliśmy na lekcje. Hermiony nie było na śniadaniu. Na lekcjach też jej nie widziałem. Czyżby zapadła się pod ziemię? Potter i Weasley też chodzili sami.

Dwa dni później mieliśmy transmutację. Zaczęło mnie to wszystko porządnie denerwować. Nie mogła wyjechać. Nie teraz kiedy mam jej tak wiele do powiedzenia.

Po lekcji (która zdawała się trwać wieki) podszedłem do Profesor McGonagall żeby zaczerpać trochę wiadomości na temat Granger.
- Pani profesor, ja chciałem spytać o Hermionę Granger...- zacząłem niewinnie.
- Panna Granger poinformowała mnie że musi pilnie wyjechać. Dostałam także sowę od jej szanownego ojca. Widocznie byłą to dość poważna sprawa. Czy coś pana niepokoi panie Malfoy?-wyjaśniła.
- Nie nie, wszystko jest w porządku.
- Jeśli chodzi o korepetycje, ustaliłam z Profesorem Snapem, że zostaną na jakiś czas wstrzymane.
- Dziękuję za wiadomość.- próbowałem przybrać normalny ton głosu. Wyszedłem z sali pospiesznym krokiem czując jak ogarnia mnie panika.



Wróciłem do dormitorium. Odrobiłem lekcje i położyłem się spać licząc że sen ukoi ból i nerwy.



P.S  Wybaczcie mi wszelkie błędy :)